Mamy wzorzec WordCampa! Był nim WordCamp Wrocław 2013

Minął tydzień od rzeczonego w tytule wydarzenia – czas bym i ja napisał swoją z niego relację. Przyznaję, że zwlekałem bardzo długo specjalnie, w międzyczasie czytałem co o tym wydarzeniu sądzą inni (odnośniki na końcu wpisu) i zastanawiałem się czy na pewno wszystko dobrze sobie przemyślałem, ułożyłem i czy udało mi się wynotować wszystkie błędy, jakie rzutowały na wrażenia uczestników. Po tych kilku dniach mogę chyba już spokojnie siadać i pisać jak było.

Lokalizacja i czas

Tak dla formalności: polski WordCamp 2013 odbył się w ostatni weekend września (28-29.09.2013) we Wrocławiu. Bardziej precyzyjnie miejscem tym było Centrum Konferencyjne WPP. Położone nieco poza centrum (niestety nie mam skali odniesienia, nie wiem jak duży jest Wrocław, więc może nie nieco, a bardzo), jednak dobrze skomunikowane. Z hostelu codziennie nas woził i zabierał z powrotem tramwaj.

Budynek świetny, ładny, zadbany, sala duża, dobrze nagłośniona. Był hall z cateringiem, była sala restauracji z obiadem. Po raz pierwszy na WordCampie pojawiły się mikrofony zatykane za ucho, dzięki czemu prelegenci mogli swobodnie w czasie wykładu operować na komputerze. Bardz duży plus, bo już od dawna do tego zachęcałem.

To i następne zdjęcia wykonał Wojtek Równanek
To i następne zdjęcia wykonał Wojtek Równanek

Co do pory roku: udało nam się nie zmarznąć. Poprzednie WordCampy zdarzyły się w grudniu (dwa razy) i zeszłoroczny w październiku. Wrzesień jest miesiącem ryzykownym, ale udało się wstrzelić w kilka słonecznych dni. Nawet bardzo słonecznych.

Podsumowując lokalizację i czas: żadnych zastrzeżeń!

Prelekcje

Udało mi się po raz drugi w historii wordcampów być na prawie wszystkich (za wyjątkiem tych pierwszych każdego dnia, jestem śpiochem i nic chyba tego nie zmieni). Musze przyznać, że poziom był naprawdę wysoki. Przepraszam za kolokwialne sformułowanie, ale momentami strach było wyjść do łazienki by nic nie przegapić ;) Nawet jeśli temat nie do końca mnie interesował, prelegent opowiadał o tym tak, że człowiek słuchał z zainteresowaniem i podziwem. Najbardziej zapadła mi w pamięć prelekcja odnośnie umów, na które powinni uważać freelancerzy. Nie dość, że prelegent przemawiał w dość szybko zorganizowanym zastępstwie a na dodatek kompyter z prezentacją nie uruchomił się, to mimo to poradził sobie tak, że czapki z głów. Musicie to zobaczyć (i jak zapewniają organizatorzy zobaczycie już niedługo na filmach).

Miałem szczęście nie być na pierwszej prelekcji w niedzielę, dzięki czemu – jeśli wierzyć zgodnej opinii tych, którzy byli – uniknąłem oglądania najgorszego z występów. Wszystkie inne wypadły co najmniej dobrze. Może mały minus bym dał prezentacji na temat Rublona, jednak zakładam, że niedociągnięcia wynikały tu z braku doświadczenia w przemawianiu. Sam uważam się za mówcę fatalnego, dlatego jak najbardziej wspieram Michała, że w przyszłości będzie tylko lepiej ;)

Tajming – wredna rzecz, która musiała dać o sobie znać i się rozjechać na każdym poprzednim WordCampie tu nie została zaproszona. Właściwie w żadnym wykładzie nie było żadnej obsuwy, a wszystkie wystąpienia zaczynały się mniej więcej wtedy, kiedy miały się zacząć. Organizatorzy wyciągnęli wnioski ze spotkań ubiegłorocznych i za wczasu w agendzie zaplanowali „strefy buforowe” czyli przerwy między wydarzeniami, które gdy to było konieczne skracali.

Agnieszka opowiada o wielojęzykowych blogach
Agnieszka opowiada o wielojęzykowych blogach

Podsumowując: czy mółgbym się tu czegoś przyczepić? Chyba nie. Trochę brakowało mi wystąpień, z których dowiedziałbym się czegoś kompletnie nowego, bardziej warsztatowych i szkoleniowych, jednak i poprzednie wordcampy takich nie miały. Mam nadzieję, że w przyszłości takie spotkanie też odwiedzę.

Ludzie

Słuchajcie: mimo dość późnego ogłoszenia daty WordCampu frekwencja była niesamowita – na sali wykładowej było nad około 120 osób, co jest chyba rekordem dotychczasowych takich wydarzeń. I muszę przyznać, że jesteśmy już dość mocno zgraną grupą ludzi, a przy tym bardzo otwartą na nowych jej członków. Za sprawą Kasi i Agnieszki było nawet trochę rodzinnie, a każdy nowy – co widzę w ich relacjach – czuł się od razu jak wśród swoich zachwycając się jakie to niesamowite, że gdy w innych branżach ludzie myślą o sobie na takich szkoleniach jak o konkurentach, my widzimy tu jedynie możliwość wymiany doświadczeń i znalezienia kogoś, komu możemy kiedyś oddać zlecenie, gdy zgłosi się do nas o jednego klienta za dużo. W istocie tak jest, jeśli chodzi o WordPressa: od dawna mówię, że tu jest więcej pracy niż (dobrych) rąk do pracy. Ale odchodzę już od głównego tematu tego wpisu.

W każdym bądź razie znów podsumowując: dziś tęsknię.

Po zachodzie słońca

Czyli teraz będzie o imprezkach – tym, na co tak naprawdę przyjeżdżamy okłamując nasze żony i kochanki, że jedziemy by się czegoś nauczyć ;) Wrocław jest okropnie daleko od Białegostoku gdzie mieszkam, wybrałem się więc w dłuższą podróż, dzięki czemu udało mi się być na wszystkich trzech knajpianych spotkaniach: before party (w piątek przed WordCampem, w lokalu o nazwie Lot Kury), middle party (w noc między sobotą i niedzielą, w klubie Szklana Ćma) i after party (w niedzielny wieczór, ponownie w Locie Kury).

_MG_7461

Poszaleliśmy ;) Zwłaszcza w sobotę, jednak tego się właśnie spodziewałem i z takim nastawieniem jechałem do Wrocławia. Ponownie były kupony, które w barze można było wymieniać na darmowy alkohol. Znowu nikt nie odważył się spędzić całego wieczoru przy jednym stoliku, a zamiast tego krążył między ludźmi, zagadywał, śmiał się tych, którzy źle linkują do jQuery czy nad kieliszkiem wyżalał się jak ciężko mu jest ukończyć jakiś projekt.

Dużym plusem było to, że oba lokale znajdowały się o kilka kroków od hostelu, w samym centrum miasta. Dużym plusem była też ogromna frekwencja na samym WordCampie, która przełożyła się (choć oczywiście nie jeden do jednego) na ilość osób, które zjawiały się wieczorami. Już before party który jak pamiętam w Poznaniu zgromadził może 10 osób, zapchał we Wrocławiu cały lokal ludźmi. Tylko w niedzielę wieczorem po imprezie było już spokojniej i bardziej kameralnie.

Podsumowując… nie wiem co napisać. Dość powiedzieć, że uśmiechałem się pisząc powyższe słowa. I wierzę, że czytający uczestnicy też mają teraz taki wyraz twarzy ;)

Hostel

No w końcu coś, czego mogę się przyczepić. Przy czym pamiętajcie, że jest to tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia.

Położenie bardzo dobre, jednak obsługa co chwila sprawiała mniejszy lub większy zawód. A to dostałem nie ten pokój co trzeba, a to inne mniejsze sprawy. Nie będę się tu jednak rozwodził, bo nie chcę psuć opinii temu miejscu. Wpadki zdarzają się każdemu, a gdy musieli kompletnie poza sezonem przenocować nagle taki tłum ludzi, tym bardziej są możliwe.

Chciałem napisać, że zabrakło mi zeszłorocznych hostelowych posiedzień, gdy wracaliśmy z lokalu i jeszcze na miejscu przez wiele godzin gawędziliśmy ze sobą. Teraz sobie jednak zdałem sprawę, że przecież same imprezy trwały tak długo, a przy tym do łóżeczka było tak blisko, że kto miał siłę jeszcze rozmawiać, po prostu siedział w lokalu.

Podumowując: hostel w tym roku był tylko miejscem do spania. Plus za stół do piłkarzyków!

 

Organizatorzy

Chciałbym tu napisać całą tyradę o tym jacy są ah i oh, jednak kiepski jestem w wazelinowaniu. :) Po prostu Kasiu, Agnieszko, Marcinie, Wojtku,  Grześku i Krzyśku (chyba nikogo nie przeoczyłem): profeska! Widać, że wyciągneliście wnioski z błędów organizatorów poprzednich takich spotkań, a przy tym udało Wam się uniknąć błędów nowych.

Cena

Ten WordCamp był za darmo, jakby na niego nie spojrzeć. Bilet kosztował 70 złotych, ale kompletnie się zwrócił zarówno finansowo jak i pod względem zakupionych doznań. Darmowe dwa obiady, śniadanie, catering i drinki w barze: to wszystko spokojnie było warte ze sto złotych. A nawet gdyby w cenie biletu nie zawierało się nic to i tak bym za te wszystkie wrażenia zapłacił jeszcze raz.

Na sam koniec, rady na przyszłość

Gdyby się dało tak ten abstrakcyjny byt jakim jest WordCamp Wrocław 2013 wziąć w garść to należy z tą zaciśniętą garścią szybko wsiąść do samolotu, szybko lecieć do Francji, dojechać do Sèvres i tam go wypuścić, by leżał obok wzorca metra, kilograma i kilku innych wzorców. Bo tak jak napisałem w tytule, mamy o to polski wzorzec WordCampa. Tak po prostu to powinno wyglądać!

Mam tu też smutną refleksję: obawiam się, że w przyszłości już nigdy nie będzie tak dobrze, Wrocław bowiem postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Orgaizatorom kolejnego WordCampa ciężko będzie wyciągnąć jakieś wnioski z minionego wydarzenia i na bazie unikania wpadek zrobić imprezę lepszą. Tu wpadek nie było.

Czy dam jednak jakieś rady na przyszłość? Oczywiście coś się znajdzie, choć to drobiazgi:

  • o WordCampie informujcie na długo przed jego startem, nawet jeśli jeszcze nie macie żadnego potwierdzenia z centrali. Róbcie buzz i nie trzymajcie ludzi w niepewności.
  • unikajcie prelegentów, którzy nie są ze środowiska. Oczywiście nie kompletnie, ale postarajcie się by to nie były osoby, które na WC przyjeżdżają tylko na swój własny wykład i do domciu

Pomysł do dyskusji: może by tak dodać i trzeci track (poza chillout track z tematami pobocznymi i code track dla programistów) o roboczej nazwie kindergarten? Wykłady w czasie których ludzie znający WordPressa nauczą kompletnych nowicjuszy jak zainstalować ten CMS, jak dodać wpisy, edytować menu… Zwiększyłoby to frekwencję i dało okazję wciągnąć w środowisko kilka nowych osób czy kontaktować ze sobą potencjalnych klientów z wykonawcami. Można wtedy WordCamp wydłużyć nawet o piątek.

Gdzie WordCamp 2014?

Tu sprawa robi się nieciekawa. Po cichu marzyłem, że i ja kiedyś w przyszłości zorganizuję WordCampa w Białymstoku ale widzę, że nie dopcham się do kolejki. Już teraz we Wrocławiu do boju o możliwość organizacji WordCampa 2014 stanęły miasta Kraków, Łódź i Bydgoszcz. Pokojowo na miejsce WordCampa 2014 została wybrana Bydgoszcz, ale czuję, że jak tak dalej pójdzie, dojdziemy do sytuacji gdzie miasta będą oficjalnie kandydować do organizacji (ze wsparciem prezydentów miast i firm lobbingowych) a o udzieleniu do tego praw będzie decydowało skorumpowane juri ;)

Relacje innych

To już koniec tego wpisu. Kto nie był, niech żałuje. A teraz obiecna lista innych relacji, jakie już czytałem (gdyby komuś było mało, lub ktoś chciał przeczytać także inne zdania):

(O kurcze, zapomniałem, że te głupoty powyżej pójdą pingbackiem do wszystkich, o których to napisałem ;) )

 


Opublikowano

w

,

przez

Komentarze

12 odpowiedzi na „Mamy wzorzec WordCampa! Był nim WordCamp Wrocław 2013”

  1. Awatar bastetmilo

    Wow.
    Ogromnie fajne rzeczy napisałeś – myślę, że każdy z organizatorów tak samo spalił buraka jak jak ja kiedy to czytałam :).

    W każdym razie bardzo dokładnie wypunktowałeś nasze niedociągnięcia i błędy – chociaż ja ze swojego punktu widzenia (oraz rozmów z innymi uczestnikami) mam ich znacznie dłuższą listę. ;)

    Myślę, że Twoje podsumowanie zawiera dużo cennych wskazówek jak sprawić, żeby następne WordCampy były jeszcze lepsze :)

  2. Awatar anoriell

    To był mój pierwszy WordCamp, ale widzę, że zaczynam od najwyższego poziomu ;D

  3. Awatar Niedoszły Bibliotekarz

    Dzięki za opis, jako że nie byłem na #wcwro ważne są dla mnie takie teksty.

    W kwestii kolejnych WordCampów wysnułem propozycję aby 10 wordcamp zrobić w Warszawie (niech ma coś z bycia z stolicą) a do tego czasu odwiedzać kolejne miasta, ale bez powtarzania lokalizacji. Owszem miejscowości jak Gdynia, Sopot czy Toruń (kiedy Jenny dopnie #wcbyd) będą stanowić jakiś problem ale sądzę że się dogadamy np. rozwijając ideę WordUp-ów :)

    Mam nadzieję że społeczność wordpresowa zgodzi się na taką propozycję, bo dzięki niej zawsze ktoś będzie miał bliżej lub dalej, ale zarazem nikt nie będzie stratny.

    1. Awatar Konrad Karpieszuk

      Arek, jestem jak najbardziej za, zeby kazdy kolejny w innym miescie. No chyba, ze w danym roku nikt sie nie zglosi, to wtedy mozna miasto powtorzyc. Ale czuję, że jeszcze długo nie będzie tego problemu :)

      1. Awatar bastetmilo

        Ja jestem jak najbardziej za, żeby miasta się nie powtarzały – i jeszcze powiem śmiało: Warszawa tak, Warszawa 10 – ale nie jako 10 ogólnopolski WordCamp, ale pierwszy WC Europe w Polsce (nie wiem czy WC EU ma być zawsze w Lejdzie, ale zawsze można się dogadać) ;)

        1. Awatar Niedoszły Bibliotekarz

          Niewiedzieć czemu ;) ale na WordCamp Europejski to ja bym wybrał jakieś małe miasteczko a może nawet nie miasto ale jakiś ośrodek bliżej natury… żeby było ot tak alternatywnie

          1. Awatar bastetmilo

            Wiesz… Ale większe miasto to większe możliwości jeśli chodzi o sale konferencyjne czy miejsca do spania. Pomyśl o tym, że to już nie będzie konfa na 120, 150 czy 200 osób… To będzie więcej. Ja pojadę w końcu na Fosdem i zobaczę jak to wygląda z bliska :>

          2. Awatar Konrad Karpieszuk

            fosdem jest olbrzymi, ciekawe ile ludzi jest teraz na wordcamp eu :)

            poza duzymi miastami tez sa miejsca konferencyjne z noclegiem, chocby takie molochy jak hotele gołębiewskiego w mikołajkach czy wiśle

  4. Awatar Jakub Milczarek

    Chyba prawie pod wszystkim, co napisałeś mogę się również podpisać.
    Przyszło mi też do głowy, że można by w przyszłości rozważyć jeszcze inne podejście do programu (w nawiasach podam przykładowych autorów prezentacji z Wrocławia, którzy mi do proponowanych kategorii pasują):
    – sekcja prawdziwie programistyczna, z tzw. kodowym mięsem (np. Marcin Wolak, Marcin Pietrzak)
    – sekcja „użytkowa”, czyli pokazująca różne rozwiązania, półprodukty etc. (np. Agnieszka Bury, ja)
    – sekcja studium przypadku lub jak kto woli case study (np. Marcin Kosedowski, kiedyś w Łodzi – Adam Klimowski)
    – sekcja luźna – SEO, umowy, koncepcje etc. (np. Mateusz Tuński, Magdalena Brod)
    Osoby w nawiasach są przykładowe i proszę aby ktoś niewymieniony się nie obrażał :)

    Przy przedstawionym rozwiązaniu nikt by nie mówił, że w code track było za mało czegoś, a w luźnym za dużo…

    Ja osobiście bardzo liczyłbym na sekcję „studium przypadku”, gdzie ludzie mogliby w krótkich (15 min.) wystąpieniach opowiadać o jakiś ciekawych stronach i problemach związanych z ich tworzeniem…

    PS. „unikajcie prelegentów, którzy nie są ze środowiska. Oczywiście nie kompletnie, ale postarajcie się by to nie były osoby, które na WC przyjeżdżają tylko na swój własny wykład i do domciu” – bardzo celna uwaga, zwłaszcza fragment o przychodzeniu tylko na swój wykład…

    1. Awatar Niedoszły Bibliotekarz

      Bardzo mi się podoba Jakuba koncepcja takich krótkich monotematycznych przykładów z życia, powiedzmy 2 króciaki co każdą dłuższą prelekcją. Zyska się dzięki temu na rozmaitości i pula tematów do omówienia w kuluarach samoczynnie wzrośnie.

      Nie zamykałbym się może tylko na wordpresowe środowisko, ale faktycznie trzeba by się zastanowić jak odsiać prelegentów którzy chcą się tylko pochwalić a nie chcą „integrować” i odpowiadać w kuluarach.

      Fajnie by było się rozszerzyć o blogerów i początkujących z WordPressem, ale wtedy moim zdaniem musiał by to być tylko ich dzień, lub równoległa ścieżka np. do code track. Nie wyobrażam sobie katowania niuansami dołączania jquery czy używania varnisha kogoś kto nie wie jak skórkę podmienić.

      1. Awatar bastetmilo

        „Nie zamykałbym się może tylko na wordpresowe środowisko, ale faktycznie trzeba by się zastanowić jak odsiać prelegentów którzy chcą się tylko pochwalić a nie chcą „integrować” i odpowiadać w kuluarach. ”

        Akurat to ja odpowiadam za tego jednego prelegenta… Cóż. Mea culpa – zawaliłam, bo mogłam załatwić znacznie fajniejszą prezentację…

        Tylko chcę się nie zgodzić, z tym odsiewaniem spoza środowiska WordPressowego – bo bądź co bądź Mateusz, który był w zastępstwie za Zuzę dał radę. I to świetnie. :)

        1. Awatar konradk

          nikt cie nie obwinia za niego, to jego wina ze olał ludzi :)

          i tez nie jestem za kompletnym zakmnieciem sie. ale przyszli organizatorzy powinni wypytac od razu kiedy prelegent ma zamiar przyjechac, kiedy wyjechac (pytajac np czy bedzie z nami nocowal w hostelu) i zorientowac sie w ten sposob o intencjach. bo obaj prelegenci ktorzy tylko wpadli i wypadli wyszli kiepsko. mamy więc jakąś regułę