WordCamp Gdańsk 2012 – moja relacja

Wciąż nie wygrzebałem się jeszcze z powyjazdowych zaległości, ale jednak siadam i pisze tę relację. Od 11 do 14 października byłem w Gdańsku, gdzie uczestniczyłem w dwóch wydarzeniach: dwa pierwsze dni to WordCamp 2012, dwa ostatnie – Blog Forum Gdańsk. To drugie wydarzenie – nie związane z WordPressem –  opiszę na prywatnym blogu, a tu postaram się nie porównywać obu imprez. Tak naprawdę nie powinno się ich porównywać, łączy je jedynie zbieżność dat i miejsc.

Lokalizacja

Szczerze powiem, że zapowiadana lokalizacja nie tylko namówiła mnie do przyjazdu na WordCamp, co zachęciła wręcz do wystąpienia na tym wydarzeniu. Sala BHP stoczni gdańskiej, ta sama, która miała decydujące miejsce w czasie solidarnościowych strajków. Nie mogłem sobie odmówić wejścia na to podwyższenie, nawet mimo mojego lęku przed publicznymi przemowami ;)

Na miejscu okazało się, że jest jeszcze lepiej niż myślałem. Stocznia od dworca położona jest w tak bliskiej odległości, że aż dziwię się, że choć w Gdańsku byłem nie pierwszy raz, nigdy wcześniej do niej nie trafiłem. Sama stocznia jest taka, jak na zdjęciach i filmach, sala BHP na pewno przeszła od lat ’80 generalny remont.

Osoby z wejściówką VIP (w tym i ja) na koniec pierwszego dnia miały autokarowe zwiedzanie całej stoczni. Choć niektórzy narzekali na taki sposób zwiedzania, bez wysiadania z busa, dla mnie był idealny. Zmęczony byłem po braku snu, 8 godzinach w pociągu i kilku godzinach prelekcji – opcja obwiezienia mnie po wszystkich miejscach, które powinienem zobaczyć była w dechę.

In minus odnośnie lokalizacji zapisuje się internet. Przyjechałem spóźniony i zabrakło mi już wolnych slotów na routerach, które go rozsiewały. Zresztą nie tylko mi, bo więcej osób zgłaszało ten problem. Następnego dnia, gdy wszyscy opuścili salę na przerwę kawową, w końcu udało mi się połączyć. Miałem jednak zamiar pracować w czasie co nudniejszych wystąpień. Brak internetu pierwszego dnia, krzesełka bez stolików i konieczność trzymania laptopów na kolanach skutecznie mi to uniemożliwiły.

Prelekcje

Jak wspomniałem wyżej, już tradycyjnie nie byłem na całym WordCampie. Tym razem ominęło mnie pół pierwszego dnia iz tego co widzę w relacjach innych osób i co mi mówiono w kuluarach – przegapiłem chyba najlepsze. Z pierwszego dnia i z tego co widziałem na własne oczy mogę potwierdzić, że prelekcja Marka Kowala z Onetu warta była jej zobaczenia. W drugim dniu głównie nastawiałem się na wysłuchanie Kima Gjerstada i jego doświadczeń z zarabiania na wtyczce. Prezentacja była dobrze przygotowana, ale rozczarowała mnie treścią. Chciałem ją zobaczyć by zdobyć jakieś porady odnośnie mojej wtyczki Tradematik. Raz, że Kim od razu zapowiedział, że nie będzie to success story i nie do końca udaje im się zarabiać tyle ile chcą, dwa, że porady jakich udzielił już sam stosuje (no, może nie jeżdżę po świecie z prelekcjami o mojej wtyczce).

Nie było tu chyba nic, co by mnie jakoś specjalnie rozczarowało. Podobnie jak w ubiegłych latach były wystąpienia, których już nie pamiętam przez swą banalność, ale to normalne. Bałem się, że jak w poprzednich latach kilka osób nie poradzi sobie z przygotowaniem prezentacji i będą pisać białymi literami po szarym tle (co było niewidoczne). Teraz rzutnik okazał się być o wiele lepszej jakości i wszystko było widać.

Nieco niepotrzebnie zagęstniająca atmosferę była dyskusja jaka wywiązała się po prelekcji odnośni rozdzielania blogów, dyskusja pomiędzy prowadzącym a jednym z uczestników (nie będę wymieniał imion ;) ).

O mojej prelekcji nie powiem na razie zbyt wiele, poza tym, że była bardzo krótka, a jej treść (wyniki ankiety odnośnie zarobków, jaka była prowadzona na dev.wpzlecenia) przedstawię tu w jednym z kolejnych wpisów.

Po godzinach

Element po godzinach składał się z „przedimprezy”, oficjalnej „śródimprezy” i „poimprezy”. Na pierwszym mnie nie było, bo byłem jeszcze w Białymstoku. Oficjalna middle party wypadła całkiem sprawnie. Lokal być może był za mały jak na taką ilość osób, ale osobiście lubię atmosferę, w której ludzie z piwem w ręku stoją i rozmawiają, krążą wśród innych, a nie siedzą całą noc przy jednym stoliku. Wystrój lokalu (o nazwie Wydział Remontowany) zlokalizowanego przy wejściu do stoczni nie wszystkim się podobał i ja zaliczam się też do tej grupy.

„Poimpreza” odbyła się na starówce w Irish Pub. Przyszło tak wiele osób, że ponownie raczej wszyscy stali niż siedzieli. O ile wiem to wydarzenie dla sporej grupy przeciągnęło się do 5 rano i zahaczyło o kilka innych miejsc. Mnie jednak już przy tym nie było.

Nocleg

Oficjalnym ale nie wymaganym miejscem noclegowym wordcamperów był 3city Hostel. Zatrzymało się w nim całkiem sporo osób, co przełożyło się na przedłużenie middle party w hostelowej kuchni. Lokalizacja dobra, kilka minut pieszo od stoczni, po drodze mijamy dworzec kolejowy.

O ile hostel na facebooku prowadzi całkiem udany PR i sprawia wrażenie miejsca bardzo cool, na miejscu zdarzyła się dość żenująca sytuacja, do której nigdy nie powinno dojść. Na szczęście uczestników jej nie było wielu (ledwo trzech wordcamperów), ale jednym z nich byłem ja. Mianowicie podczas jednego z wejść do hostelu zostaliśmy dość jednoznacznie określeni jako osoby, które przyszły tu nocować za darmo i nie chcą zapłacić. Do sprawdzenia nas podeszliśmy bezstresowo bo każdy z nas odpowiednią opłatę uiścił. Pani na recepcji jednak nie zrozumiała jak niezręcznie się zachowała (albo zrozumiała i nie umiała z tego wybrnąć z twarzą) i po całej kontroli dostaliśmy jeszcze za to, że ktoś nie zapłacił i ona nie wie kto. No cóż – wrażenia jak za dawnych lat gdy trzeba było jakoś przejść portiernię w akademiku by trafić na górę. ;) Na szczęście to jedyny incydent.

Cena

To jest kwestia, którą muszę poruszyć w osobnym punkcie, bo robi się nieprzyjemna tendencja. Pierwszy polski WordCamp był zupełni darmowy, drugi kosztował chyba 50 złotych, ten już miał bilety za 150 złotych (oraz za 50, które cieszę się, że nie kupiłem). To zdecydowanie za drogo. Rozumiem, że organizacja takiej imprezy musi kosztować… ale czy na pewno? Jakub świetnie sobie poradził w Łodzi nie pobierając od nikogo ani złotówki. Ludwik w Poznaniu pobrał te kilkadziesiąt złotych co wszyscy zrozumieli (organizacja darmowej imprezy w Łodzi też nie była najlepszym pomysłem i wszyscy już wtedy uznali, że jakaś symboliczna opłata być powinna), co więcej wszystkich wtedy pozytywnie zaskoczyło jak wiele dostaliśmy za tę kwotę (darmowa pizza i red bulle każdego dnia i właściwie nieskończone ilości piwa na middle party). Teraz na takie rzeczy (plus wycieczka) mogli liczyć tylko właściciele wejściówek VIP za 150 złotych. Przez to wyjątkowo szkoda mi było osób, które zapłaciły 50 złotych i czułem się trochę niezręcznie, że podczas gdy ja idę na obiad, oni zapewne biegną gdzieś na miasto coś zjeść lub wyciągają kanapki.

Wiem, że powyższe w zestawieniu z zachwytem nad salą BHP, której wynajęcie na pewno musiało kosztować drogo brzmi jak hipokryzja, ale musiałem to napisać. Zresztą z rozmów z uczestnikami zauważyłem, że to nie tylko moje spostrzeżenie i trend jest niepokojący. To ja już wolę tańszą sympatyczną imprezę w sali wykładowej jakiejś uczelni niż dzielenie uczestników na lepszych i gorszych i ogólne sprawianie wrażenia, że chodzi to spotkanie komercyjne.

Sąsiedztwo Blog Forum Gdańsk

Jak wspomniałem nie będę porównywał obu imprez i słowa dotrzymam. Wywiązała się jednak już w sieci dyskusja czy jest to dobry pomysł by połączyć obie imprezy w jeden ciąg, więc zabiorę głos i tutaj.

Pierwotnie chyba wszyscy uznali ten pomysł zaświetny – jeden wyjazd, jeden termin. Oszczędność na biletach i jeden urlop od pracy. Jeśli jednak za rok podobnie zostanie to połączone, na pewno zrezygnuję z jednego z wydarzeń. Cztery dni wszelkich konferencji, a prze to jakiegoś zabiegania to jednak za dużo. Dziwnie jest gdzieś wyjechać na tak długo i cały ten czas spędzić na salach wykładowych. Człowiek chce trochę pozwiedzać i fajnym pomysłem byłoby pojechać tylko na dwa dni wykładów plus jeden sobie dorzucić na samo zwiedzanie. Inni zwracali uwagę na nadmiar wszelkich middle/after party z każdej imprezy. Też się zgadzam.

Sam z kolei teraz widzę, że dodatkowo cztery dni owocują u mnie kilkoma setkami maili w skrzynce i mnożeniem się zaległych spraw. Miałem cichą nadzieję, że po moich wystąpieniach na WordCamp i Blog Forum Gdańsk dostanę kilka propozycji biznesowych. Okazało się, że jest ich więcej niż liczyłem, szczególnie z BFG. Jednak teraz nie jestem w stanie nad tym wszystkim zapanować :)

Podsumowanie czyli plusy

Czuję, że powyżej pojawiło się zbyt wiele krytyki z mojej strony, więc nadrabiam to teraz w podsumowaniu :) Generalnie wydarzeniem jakim był WordCamp jestem zachwycony. Michał Żuk wyciągnął wszystkie wnioski jakie można było wyciągnąć z obserwacji poprzednich WordCampów i nie wydarzyło się nic, czego miałbym się jeszcze przyczepić. Strona internetowa była odpowiednio szybko gotowa, agenda podobnie. Na miejscu niedociągnięcia były minimalne (np inny rodzaj autobusu do zwiedzania, banał). Naprawdę nie mogę uwierzyć, że sam to wszystko ogarnął. Otrzymane gadżety są takie jak trzeba (zresztą było to konsultowane przed wydarzeniem, więc nie ma zaskoczenia). Kubek już czeka na pierwsze zalanie kawą :)

Co dalej?

Najprawdopodobniej kolejny WordCamp odbędzie się we Wrocławiu. Miejsce jest już niemal pewne, brakuje tylko terminu (zaglądajcie tutaj, jak będę wiedział coś więcej, na pewno napiszę). Jeszcze przed nim Bibliotekarz w styczniu zorganizuje w Warszawie wordUp, czyli jednodniowe spotkanie bardziej towarzyskie niż konferencyjne.


Opublikowano

w

przez

Komentarze

8 odpowiedzi na „WordCamp Gdańsk 2012 – moja relacja”

  1. Awatar amistad18

    Drugi WordCamp kosztował 40zł :)

    Natomiast co do samego kosztu … uważam że za darmo nie powinno być, w Łodzi masa ludzi się rejestrowała, a potem się nie pojawiła w WC, zajmując miejsca innym chętnym. 50zł to nie jest dużo, patrząc na niektóre inne konferencje albo nawet szkolenia czy kursy, 150zł to także nie jest dużo, a niektórzy takiego WordCampa na pewno traktują jako swojego rodzaju szkolenie.

    „Mianowicie W podczas jednego z wejść do hostelu …” – literówka :)

    1. Awatar Konrad Karpieszuk

      literowka poprawiona, dzieki :)

  2. Awatar ILikeAir

    Niestety nie dotrwałem do końca i nie widziałem twojego wykładu. Ale mam nadzieje że jeszcze obejrzę w formie video. Orientujesz się może kiedy będzie dostępne video z WordCampa?

  3. Awatar Jenny
    Jenny

    Before i after były nieoficjalne, więc na nadmiar imprez narzekać się chyba nie powinno ;) Aczkolwiek nie ogarniam, jakim cudem wstaliście w sobotę i niedzielę na BFGdańsk – ja przespałam całą sobotę :x

    Jeśli chodzi o koszty – cóż… nie robi się takiej imprezy za darmo – skądś pieniądze trzeba było skombinować i naprawdę podziwiam Michała, że w pojedynkę to ogarnął. Chociaż faktycznie można było droższych wejściówek nie nazywać VIP, a np. Standard+ – i już by miało zupełnie inny wydźwięk.

    W sumie mam jeszcze tyle do powiedzenia w kwestii tegorocznego WordCampa, że chyba napiszę własną relację :)

  4. Awatar Marcin

    Ten zły to „jak zwykle ja”. Jak zwykle nie mogłem się powstrzymać przed skomentowaniem złej prezentacji. Faktycznie powinienem zacisnąć zęby i nie komentować, skoro nie potrafię komentować po ludzku. Więcej napisałem w swojej relacji o tym jak taka prezentacja powinna wyglądać.

    1. Awatar Aga

      Marcin, no to Cię zaskoczę. Na after party usłyszałam bardzo dużo dobrego na Twój temat i Twojej ogromnej wiedzy. Tak w skrócie: ludzie byli zdania, że takie osoby jak Ty są zdecydowanie potrzebne na tego typu konferencjach. Jak dla mnie problem już jest rozwiązany, bo skoro po WordCampie w Poznaniu wziąłeś sobie do serca kilka uwag na temat formy samej prezentacji i Twoja tegoroczna była świetna, tak teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi pozwalają mi sądzić, że przed następnym WordCampem popracujesz w temacie udzielania konstruktywnej krytyki. Konstruktywnej. Chociaż… wówczas to już w ogóle przestaniesz być „ten zły” i możesz stracisz swój urok… ;-)

      1. Awatar Konrad Karpieszuk

        oj, nie kłóćmy się :) Pamiętajmy, że w niedzielę rano wszyscy byli nieco „nieświeży” ;) pamietam, ze potem sam sie zreflektowales ze moze za mocno nakrzyczales. Zgadzam sie z Agą, że krytyka jest potrzebna (sam chetnie uslysze cos konstruktywnego na temat swojego mini wystapienia)

  5. Awatar KR
    KR

    Czekam z niecierpliwością na wyniki ankiety :)